Uwaga, truizm: To jest tak, że są takie koncerty, na których zupełnie nie liczy się, jaki styl reprezentuje performer. Można nie trawić hip-hopu, rapu, dżezu, a i tak będzie się zachwyconym. Dla mnie takim przykładem jest właśnie ursynowski koncert Rootsów. Od wejścia Tuby banan nie znikał do końca. To znaczy na końcu był wkurw, że to już koniec, ale wiecie Szpaństwo o co mi chodzi.
Takie The Seed na przykład...
albo Here I Come...
Czy trzeba coś jeszcze pisać?
Koncert urwał mi dupę. Gdyby ktoś znalazł, to adres w stopce (już chyba gdzieś to pisałem, ale to tak jak z afiszami wieszanymi na drzewach - większa szansa, że się znajdzie).
a rozwijając: 1. Thought @ Work 2. Here I Come 3. Game Theory 4. Star 5. In the Music 6. Get Busy / Jungle Boogie 7. Proceed 8. Step Into the Realm 9. Long Time 10. Mellow My Man / Jusufckwthis 11. Sorrow Tears and Blood / Criminal 12. You Got Me (incl. Sweet Child o' Mine / Who Do You Love / Immigrant Song) 13. Rising Up 14. The Next Movement
Encore: 15. The Seed 16. Move on Up 17. Men at Work
Filharmonia. A ja bez krawata. W Łodzi w ramach Camerimage wystąpili Isobel Campbell i Mark Lanegan. JĄ pamiętamy (prawda?) z Belle and Sebastian i The Gentle Waves...
JEGO ze Screaming Trees, Queens of the Stone Age, Gutter Twins i współpracy z Mad Season...
Oboje nagrywali też solo. Razem wyszły im dwie płyty: "Ballad of the Broken Seas" i tegoroczna "Sunday at Devil Dirt". A zaczęli się ze sobą zadawać dlatego, że Campbell chciała mieć swojego Gainsbourga.
Koncert taki, jakiego oczekiwałem. Może nie porywający (bo jak takie smęty mają porywać), ale co najmniej przyzwoity. Chyba po Rootsach jestem lekko zmęczony... Wrzucam (poniżej), więc można się samemu przekonać, a ja posłucham sobie za jakiś czas i może wtedy doznam.
Fotek i jutubów na razie brak - jak się pojawią, to zrobię apdejt.
PS1. Pozdrawiam sympatycznego starszego pana, który wszystkich pytał, czy Isobel nie jest czasem podobna do naszej Kasi Kowalskiej. PS2. Pozdrawiam sympatyczną rodzinkę z dzieckiem: od czasu do czasu można będzie Was usłyszeć na nagraniu.
A oto setlista: 1. Seafaring Song 2. Deus Ibi Est 3. Who Built the Road 4. Creeping Coastline of Lights 5. The False Husband 6. Ballad of the Broken Seas 7. Keep Me in Mind Sweetheart 8. Saturday's Gone 9. Back Burner 10. Flame That Burns 11. Free to Walk 12. Rambling Rose, Clinging Vine 13. Honey Child What Can I Do 14. Salvation 15. (Do You Wanna) Come Walk With Me 16. Something to Believe 17. The Circus Is Leaving Town
Encore: 18. Revolver 19. Come on Over 20. Ramblin' Man 21. Wedding Dress
Uwaga, country! - powinien brzmieć i grzmieć nagłówek. Jak ktoś jest uprzedzony, niech dalej nie klika. A open-minded persony mogą spokojnie przesłuchać.
Na początek oryginalna wersja - przed Państwem Glen Campbell:
a na deser cudna wersja Mistrza Johnny'ego Casha:
I jak? Dobre country nie jest złe?
Teraz bogatsi i szczęśliwsi możecie dołączyć się do trwającej od czterdziestu lat kłótni, o które Wichita chodziło autorowi (Jimmy Webb).
Ostatniego dnia października AD 2008 w Sali Kongresowej wystąpiła Lizz Wright z zespołem. Prawdę pisząc, nie miałem jakiegoś silnego bodźca, by wybrać się na ten koncert, bo po świetnej płycie "Dreaming Wide Awake", tegoroczna "Orchard" cosik mniej mi się spodobała. Ale poszedłem i nie żałuję. Teraz i płyta bardziej mi pasi.
Lizz dała bardzo dobry koncert. I nie musi mi nikt wierzyć na słowo, bo poniżej jest link do mego butlega. Dużo nie mówiła, długo nie pograła, ale z zacnym zespołem zmieniła wielką Salę K. w mały klubik dżezowy.
Na jutubie nie znalazłem klipów z Warszawy, więc chciałem wrzucić kilka z Gdyni, bo tam parę miesięcy temu odbył się Ladies' Jazz Festival z udziałem Lizz Wright właśnie. Ale nie mogę, bo użytkownik zablokował embedowanie (wiem, że nie ma takiego słowa). Kłody pod nogi bloggerom rzucają, jak nic. Ale mściwy nie jestem, więc link zapodaję. A fragment wrzucam ze Seattle.
A oto i setlista warszawska: 1. Eternity 2. Old Man 3. I Idolize You 4. Another Angel 5. Stop 6. Walk with Me, Lord 7. Dreaming Wide Awake 8. Narrow Daylight 9. My Heart 10. When I Fall 11. Coming Home 12. Peace Flows (with Brandon Ross)
Encore: 13. Trouble 14. Salt
Zespół w składzie: Lizz Wright - Vocals Brandon Ross - Guitars, Vocals Nicolas D'Amato - Bass Kenny Banks - Keyboards, Vocals Christopher Eddleton - Drums
Utwór po raz pierwszy pojawił się w filmie Bagdad Café (1987), do którego muzykę skomponował Bob Telson. Ponieważ śpiewanie nie jest jego mocną stroną, to trzeba było znaleźć odpowiedni głos. I tak Jevetta Steele, mało znana wokalistka gospel zaśpiewała w filmie. I niewiele brakowało, a piosenka w jej wykonaniu zgarnęła by Oscara.
Potem po utwór sięgała masa osób. Najlepiej moim zdaniem poradzili sobie:
Jeff Buckley
George Michael
i Holly Cole.
Niestety są też porażkowe wersje, jak ta od Celiny Dion. Nie wklejam - jak kto chce cierpieć, to niech sobie sam poszuka.
1. Put Your Headphones On 2. Outer Space 3. The Story 4. Married to Life 5. Billy Elliot 6. Dancer 7. Side Effects of Growing Up 8. Words Won't Save You 9. Carousel 10. Fear of Flying 11. Night of the Living Dead
Najsampierw była EPka "Storm", potem 657 osób zrzuciło się na 50k USD i za tę kasę udało się Julii Marcell (z Olsztyna) nagrać debiutancki album "It Might Like You". [LEKRAMA] Tutaj można posłuchać trzech kawałków lub kupić całą płytę. [/LEKRAMA]
Julia sama określa swoją muzykę jako classical punk. Blisko jej do Reginy Spektor, Kate Bush, Tori Amos... Ale blisko nie oznacza, że nie ma własnego stylu. A już na pewno nie oznacza, że nie ma talentu do pisania własnych piosenek. Czasem prostych, czasem dziwnych, ale zawsze urzekających. U Julii Marcell liczą się też, tak jak u wymienionych wyżej starszych koleżanek, teksty. Niewymuszone, zgrabnie opowiedziane historie.
Po pierwszym przesłuchaniu uwagę zwraca przede wszystkim kabaretowo brzmiący "Dancer", utwór będący rodzajem muzycznej wersji obrazów Toulouse-Lautreca (w tekście zresztą pojawia się wielki Henri). Dla mnie to kwintesencja songwriterstwa (wiem, że nie ma takiego słowa). Po następnych odtworzeniach w każdej piosence można znaleźć coś przykuwającego uwagę: dziecięcą grę podwórkową (taką z klaskaniem w ręce) w "Side Effects of Growing Up", witalność w "Billym Elliocie" czy wreszcie przebojowość "Night of the Living Dead". Z kolei ładunek emocji, jaki występuje w "Fear of Flying" powoduje u mnie ciarki - znak, że mam do czynienia z czymś pięknym (jeśli dla kogoś ocieram się o banał, to jest cynikiem, ot co).
Dla mnie "It Might Like You" jest w ścisłej czołówce tegorocznych przesłuchań. Mam nadzieję, że wkrótce będzie szerzej dostępna. I że w ogóle będzie do kupienia w sklepach w Polsce.
5 grudnia Julia z zespołem po raz pierwszy wystąpi w Warszawie. Koncert odbędzie się w ramach 6. Europejskiego Festiwalu Młodego Kina "EFeMKa 2008". Miejsce: Cafe Kulturalna (PKiN), 22:00, bilety po dysze.
Polecam, bo widziałem już koncert Julii z zespołem w klubie Aufsturz w Berlinie podczas tegorocznego Popkommu.
Setlista wyglądała tak: 1. Intro (Lonely in the Dark) 2. The Warm Up Song 3. Billy Elliot 4. Side Effects of Growing Up 5. Married to Life 6. Fear of Flying 7. Carousel 8. The Story 9. Dancer 10. Night of the Living Dead
Encore: 11. Outer Space
Wystąpił zespół w składzie: Julia Marcell - vocals, piano, violin Anna Prokopczuk - viola, vocals Jakob Kiersch - drums, vocals
Jak donosi Plejada Ryszard Rembiszewski, czyli Pan Lotto postanowił rzucić robotę. "TRAGEDIA", "TAKA SZKODA", "Nawet nie zdążył się pożegnać" - g/brzmią komentarze internautów. Z kolei redakcja Plejady ze łzami kapiącymi z oczu na klawiaturę dodaje: "Był prowadzącym, którego widzowie słuchali z największym napięciem, chociaż jego działalność ograniczała się tylko do dyktowania liczb. Ale jego słowa wzbudzały największe emocje, doprowadzały do zawału, zmieniały życie ludzkie".
Łącząc się w żalu ze wszystkimi zszokowanymi fanami pana Ryszarda pozwolę sobie przypomnieć, jak pięknie potrafił on przeskoczyć kłody, które rzucała mu pod nogi ekipa techniczna.
The Ocean and Me Composing Spring Love Time Passing By Wind Took My Sail Yeah, Okey Love I've Got a Suspicion This Room July Waits I Will Be There
Siódma płyta i żadnych zmian. Nuda.
A właśnie, że nie. Sophie Zelmani (to cóż, że ze Szwecji - prawdziwe nazwisko Edkvist - już lepiej, nie?) śpiewa proste piosenki. Od takich piosenek nie chcę niczego więcej. Byle były ładne. A są. Płyta tematyczna - płyniemy. Sophie ma świetny zespół ze świetnym wyczuciem. Nie przykrywa on głosu, a i tak słychać wszystkie subtelności partii instrumentów. Sophie świetnie wygląda. Nie tylko na zdjęciach Antona Corbijna (na lewo patrz). Płyniemy dalej.
I dopłynęliśmy do Berlina, gdyż tam 2 października w Schillertheater odbył się koncert Sophie Zelmani. Scena zaaranżowana na jakąś rybacką osadę. Sieci, wiadra i inne akcesoria przydatne przy połowach. Na scenie dość nieśmiała Sophie ze śmiałym bandem. Między utworami nieśmiało poprosiła publiczność, by wpisała jej się do dziennika. Konferansjerki bogatej nie było, ale też i ludziska nie za chętnie reagowali na zaczepki ze sceny. Nieźle wypadł cover Dylana "Most of the Time", świetnie "Travelling", a rewelacyjnie "Moonlight".
Setlista była taka: 1. Yeah, Okey 2. Wind Took My Sail 3. I Can't Change 4. The Ocean and Me 5. How Different 6. Love 7. This Room 8. Gone With the Madness 9. Most of the Time 10. Moonlight 11. Time 12. July Waits 13. Love on My Mind 14. Travelling 15. Composing
Encore 1 16. Going Home 17. To Know You 18. I Will Be There
Encore 2 19. Dreamer
Zagrał zespół w składzie: Sophie Zelmani - Vocals, Guitar Johan Lindstroem - Pedal Steel, Guitar Robert Qwarforth - Keyboard Thomas Axelsson - Bass Peter Korhonen - Drums Lars Halapi - Guitar Big Johnny Jewel - Harp
A tutaj mata sam koncert: Sophie Zelmani Live in Berlin (2 Oct 2008) - part1, part2 mp3, 192kbps, 127,5MB pass: hennwill lossless version@dime
Wybrałem się do Palladium na koncert Hercules and Love Affair. Sam nie wiem dlaczego, bo płyta mnie nie wzięła za mocno, a do tego na żywo występują bez Antony'ego, a do tego nie tańczę, a do tego nie lubię aż takiego hałasu. Wybrałem się więc i nie żałuję. Bo to wydarzenie trochę pozamuzyczne było. Wokalem cudnym nie grzeszą, kompozycje też nie błyszczą, choć echa lat 70-tych w nich pobrzmiewają, ale mimo tego wyszedłem kontent. Powody tego są przede wszystkim kulturowe. Cieszy mnie burzenie stereotypów, zdzieranie łatek, odwracanie konserwatywnego porządku świata. A wszystko to w niesamowicie pozytywnej, radosnej atmosferze.
O co mi chodzi?
Na przykład o to, że na wokalu wystąpiły dwie osoby. Jedna, nie przykuwająca za bardzo wzroku, androgyniczna Kim Ann, której bliżej do wyglądu chłopaka niż dziewczyny. I druga, na której cycki gapiło się większość facetów obecnych na parkiecie, seksowna Nomi. Tylko że Nomi jest transseksualistą, a Kim Ann "prawdziwą" kobietą (która okazała się jednak lesbijką).
Na przykład o to, że potężny czarny trębacz miał na sobie koszulkę z napisem "BANJEE", który wskazuje na czarnego (lub latynoskiego) geja, ubierającego się w sposób bardzo konserwatywny, by podkreślić samczość i ukryć swą orientację seksualną.
Na przykład o to, że mają utwór o "Wonder Woman", czyli mitologicznej Dianie. A kompleks Diany w psychoanalizie to pragnienie kobiety, by stać się mężczyzną.
I tak dalej, i tak dalej. Taka intelektualna łamigłówka. Pewnie za dużo myślałem, bo nie tańczę... Wiem, że nie ma tu nic nowego - w końcu zawsze muzyka disco miała silne konotacje genderowe. Ale ten koncert nie był zlotem LGBT. Świadczę o tym ja - zagorzały heteryk.
(Zdjęcia z warszawskiego koncertu można sobie obejrzeć na stronie Fotoamatorszczyźnie)
Setlista wyglądała następująco:
czyli: 1. Classique #2 2. You Belong 3. I'm Telling You 4. Shadows 5. Blind 6. Like Some Dream (I Can't Stop Dreaming) [Daniel Wang cover] 7. True False/Fake Real 8. Athene 9. Raise Me Up 10. Don't Fear the Reaper 11. Wonder Woman
Encore: 12. Hercules' Theme
Wystąpił zespół w składzie: Andy Butler - Keyboards Kim Ann Foxman - Vocals Nomi Ruiz - Vocals Andrew Raposo - Bass Morgan Wiley - Keyboards Guy Licata - Drums Carter Yasutaki - Trumpet Jason Disu - Trombone
1. Ohio 2. Slipped Dissolved and Loosed 3. I'm Thinking of a Number 4. National Talk Like a Pirate Day 5. A Hold of You 6. Sharing a Gibson With Martin Luther King Jr. 7. Of Raymond 8. Please Rise 9. Popeye 10. Close Up 11. I Believe in You
Chołpaki z Lambchop nagrali jedną z najlepszych płyt w swej niekrótkiej bytności muzycznej. W wiekszości dostajemy smuty z dominującym jak zawsze klimatycznym głosem Kurta Wagnera. Wyjątki to mocniejsze i szybsze "National Talk Like a Pirate Day" i "Sharing a Gibson With Martin Luther King Jr". Także jak to zwykle bywa u Lambchop trudno zaszufladkować tę płytę. Bo to niby alt.country, ale też rock, folk, poezja śpiewana (hłe, hłe). Wagner uprawia ten rodzaj storytellingu, który lubię najbardziej - proste, zaprawione sarkazmem (który niektórzy nazwą zgorzknieniem) historie.
Nowa płyta - nowa trasa. Lambchop dotarli na Pragę i dali koncert w Fabryce Trzciny. Trochę zawodziło nagłośnienie (realizatorka nie dawała sobie rady ze sprzężeniami zwrotnymi), ale nie przeszkodziło to zespołowi dać dobrego koncertu zaprawionego sporą dawką gadania. Publiczność zabawiał (naprawdę zabawiał) Tony Crow. Podał między innymi numer telefonu do producenta płyty z prośbą, by go obudzić. Wprawdzie w Nashville było wtedy wczesne popołudnie, ale może gość jest nietoperzem. Jeśli ktoś ma ochotę sprawdzić, to dyktuję: 001-615-383-4653. Zestaw utworów, jeśli ktoś przeglądał poprzednie setlisty z trasy, nie sprawił niespodzianek. Poza jedną (dla mnie) - liczyłem na "The Man Who Loved Beer", a tu ciul. I drugą - na bis poszedł cover The Wedding Present "Kennedy". Jak powiedział Wagner: "Wracamy tu co 4 lata i co 4 lata gramy jakiś prezydencki numer".
Setlista:
1. Ohio 2. Slipped Dissolved and Loosed 3. You're a Big Girl Now 4. National Talk Like a Pirate Day 5. Close Up 6. Sharing a Gibson With Martin Luther King Jr. 7. I'm Thinking of a Number (Between 1 and 2) 8. A Hold of You 9. Of Raymond 10. Please Rise 11. Popeye 12. Give It 13. All Smiles and Mariachi 14. Your Fucking Sunny Day 15. Up With People
Encore 16. I Believe in You [Don Williams cover] 17. Kennedy [The Wedding Present cover]
Zagrał zespół w składzie: Kurt Wagner - Vocals, Guitar Tony Crow - Keyboard, Vocals, Jokes Matt Swanson - Bass Alex McManus - Guitar Scott Martin - Drums Ryan Norris - Keyboards, Guitar William Tyler - Guitar, Vocals
Po koncercie Kurt poszedł do ludzi - podpisywał płyty, robił za misia i zabawiał rozmową, a reszta zespołu zwijała sprzęt, bo czekał ich szybki przerzut do Berlina.
Ponieważ koncert nagrałem, to zgodnie z tradycją (świecką) go wrzucam: Lambchop Live in Warsaw (14 Nov 2008) mp3, 192kbps, 126,8MB pass: hennwill lossless version@dime
1. Turn and Run 2. Two Steps 3. Living the Life of a Dreamer 4. Let Us Be Loving 5. Got the Hunger? 6. Lights Went Out 7. Crazy 8. Hesitate 9. Universe 10. Hurry On Now 11. All Alone
Jest już, choć na razie tylko w Stanach, nowa płyta Alicji (w Europie od 24 listopada). Jest i rozwala. Choćby kowerem Crazy (Gnarls Barkley). Krążek jest zdecydowanie bardziej rytmiczny i energetyczny niż poprzednie albumy. To, co aranżacyjnie dzieje się w takim na przykład Universe zachwyca (ach). No i czym byłaby płyta Alice Russell bez kolejnej wersji Hurry On Now...
Ci szczęśliwcy, którzy wybrali się na koncert Alice Russell na Młocinach z okazji otwarcia pierwszej linii metra (wspaniałe supporty były, nie?), znają już większość materiału z nowej płyty. Ci, którzy nie mogli być mogą sobie ściągnąć (poniżej) cały koncert w empeczy. Warto, bo udało mi się nagrać go czyściutko (sam byłem powalony).
Setlista warszawskiego koncertu wyglądała tak (tnx ba2):
czyli: 1 Two Steps 2 Humankind 3 Living the Life of a Dreamer 4 Seven Nation Army 5 Universe 6 Blind to See 7 Munkaroo 8 Hesitate 9 Got the Hunger? 10 Turn and Run 11 Hurry On Now
Encore 1 12 Dressed to Impress
Encore 2 13 Crazy
Zagrał zespół w składzie: Alice Russell - vocals Benjamin Jones - Keyboards, Vocals Michael Simmonds - Violin, Guitar, Vocals TM Juke - Guitars, Vocals Daniel Swaine - Bass, Vocals Jack Baker - Drums
Klasyczna arkadówka. Królowa salonów gier, władczyni Atari ma 30 lat. Tomohiro Nishikado wymyślił ją podobno pod wpływem "Wojny światów" Wellsa. Cel był prosty - zetrzelić intruzów zanim to oni dopadną nas. A do pomocy mieli statek-matkę, który raz na jakiś czas walił serią w naszą stronę. W salonie do dyspozycji były trzy przyciski - lewo, prawo, strzał (Japończycy mieli wypasioną wersję z dżojstikiem do lewo-prawo). I oczywiście dziura na monety.
Szał na najeźdzców z kosmosu był tak wielki, że gra wyszła na ulice...
...przełożyła się na gadżety...
...i na skórę...
Mnóstwo odniesień do gry można znaleźć na technabob.com/, skąd pożyczyłem kilka powyższych zdjęć.
Space Invaders trafili też do filmu, w tym do jednego z moich ulubionych seriali - Scrubs (po polsku Hoży doktorzy w Comedy Central).
1. Black Sand 2. Pretty Bird 3. The Next Messiah 4. Bad Man's World 5. Acid Tongue 6. See Fernando 7. Godspeed 8. Carpetbaggers 9. Trying My Best to Love You 10. Jack Killed Mom 11. Sing a Song for Them
Znana z Rilo Kiley i zadawania się z Johnathanem Ricem Jenny Lewis, nagrała świetną płytę. Czołówka tego roku. Mamy tu dziesiątkowy, lennonowsko brzmiący Godspeed, perełki alt.country'owe z Black Sand i Pretty Bird na czele (w tym ostatnim na gitarze brzdęka M.Ward), bluesowy killer Jack Killed Mom, mamy w końcu duet z Elvisem Costello w Carpetbaggers.
Płyta (choć nie tylko ta) zmusiła mnie do wycieczki do Berlina, gdzie 11 października w klubie Lido odbył się koncert JL. Sala pełna, piwo smaczne, zespół w formie. Jak to zwykle bywa po wydaniu płyty, najwięcej numerów poleciało właśnie z niej. Elvisa Costello godnie zastąpił Johnathan Rice, który oprócz Carpetbaggers miał też duet z Jenny w Love Hurts, w dwóch utworach wokalnie udzielał się Benji Hughes (który supportował JL). Uwagę przykuwała niezła perkusistka o swojsko brzmiącym nazwisku Barbara Gruska.
Setlista wyglądała tak:
czyli: 1 Jack Killed Mom 2 The Charging Sky 3 Rise Up With Fists!! 4 Pretty Bird 5 Bad Man's World 6 Carpetbaggers (with Johnathan Rice) 7 You Are What You Love 8 Acid Tongue 9 Melt Your Heart 10 The Next Messiah 11 Love Hurts
Encore: 12 Rabbit Fur Coat 13 Godspeed 14 See Fernando
Zagrał zespół w składzie: Jenny Lewis - Vocals, Guitar, Piano Johnathan Rice - Guitar, Vocals Jonathan Wilson - Bass, Vocals Barbara Gruska - Drums, Vocals Blake Mills - Electric Guitar, Vocals Farmer Dave Scher - Steel Guitar, Keyboards, Vocals Benji Hughes - Vocals
Jak donosi New York Times aktywowanie nowej funkcji Gmaila uchroni mnie przed wysyłaniem obraźliwych maili. Jeśli po pijaku będę chciał napisać coś do prezydenta, to najpierw czekać ma mnie rozwiązanie kilku zadań, a to z kolei pozwoli orzec stopień mego upojenia. Pijany=unsent. Obawiam się, że to oznacza koniec dla wielu portali plotkarskich (bo komentarzy ubędzie) i forów internetowych (bo trzeba będzie argumentować). A przy okazji: jeśli da się to zrobić w internecie, to może by tak seryjnie montować alkomaty w samochodach?
W przeddzień wydania nowej płyty "Połącz kropki" Afro Kolektyw dał dziś promo koncert w Trójce. Na pierwszy ogień poszły nowe numery:
1. Chciałbym umrzeć zagłaskany na śmierć (Seksualna czekolada II) 2. Przepraszam 3. Mężczyźni są odrażająco brudni i źli 4. Bardzo miło z mojej strony 5. Będę was bić mocno i długo 6. Mozart pisał bez skreśleń 7. Najlepszy informatyk w mieście
Mozarta zagrali pierwszy raz live. Potem poleciała miniseria staroci (wszystkie z "Płyty pilśniowej"):
8. Nikt tego nie wiedział 9. Seksualna czekolada 10. Karl Malone 11. Czytaj z ruchu moich ust
I niedosyt pozostał. Nie to, że niefajny koncert był to. Wprost przeciwnie. Ale jakoś radyjo nie sprzyjało klimatycznie. W piątek w "Balsamie" pewnie będzie super, ale dlaczego do cholery w piątek? Mam już Lambchop zabukowane.
A w czerwcu w "Balsamie" było tak:
W ichspejsie można posłuchać promomiksów z nowej płyty i parę wersji "Przepraszam". Zapraszam.
Dziewczyna jest z Litwy, ma 20 lat i śpiewa jak krzyżówka Reginy Spektor (#5, #13) i sióstr Cassidy (#12). Zresztą na te ostatnie ma chyba lekką jazdę, o czym świadczą fotki:
Na płycie poza sekcją rytmiczną słychać fortepian, akordeon i skrzypce. Kompozycje krótkie, proste, ale urzekające są to miniaturki. Głos wydaje w trzech językach: litewskim, angielskim i rosyjskim. Akcent polski - utwór #9 do muzyki Jerzego Petersburskiego ("Ta ostatnia niedziela"). Ma swoją stronę na majspejsie, i kilka klipów na jutubie. Na ten przykład taki:
Poza tym koncertowała w tym roku w Gdańsku. I niestety dopiero teraz się o tym dowiaduję.